poniedziałek, 22 października 2007

"ZABLOGOWAŁEM SOBIE"!!

       Udało się ! "Zablogowałem sobie" ! Zresztą dzięki mądrzejszym ode mnie. Co ciekawe: zauważyłem, że każda zmiana w moim życiu owocowała potężnym impulsem "do przodu".
       Tak też było w przypadku Ireny. Do momentu, w którym zapragnąłem Ją poznać bliżej, żyłem w pewnej stagnacji. Mając przez wiele lat kontakt z filozofią ZEN i japońskimi formami walki, wszystko przyjmowałem ze spokojem, graniczącym wręcz z obojętnością. Uczucie szczęścia spostrzegałem jako coś ulotnego,przemijającego... Coś, co może, ale nie musi zaistnieć. A jeżeli nawet odchodzi, jest to przyjmowane bez żalu. Emocje wyrażałem jedynie w wierszach, przeskakując z jednej na drugą, w zależności od potrzeb.
        Poznanie Ireny było niesamowitym "kopem". Kupno mieszkania po rozwodzie (blisko Jej miejsca pracy), kapitalny remont, założenie drugiej firmy, organizacja życia "na wszystkich frontach" - i to w sześć miesięcy ! Nawet wypadek drogowy i poważny uraz klatki piersiowej nie wstrzymał moich działań.
        Nota bene, to było wspaniałe odkrywać Jej duszę (p. blogi Ireny Kubiś), chronioną przez Nią uporczywie za podwójną gardą. Od początku podziwiałem Jej ogromne samozaparcie w radzeniu sobie z trudnościami dnia codziennego (od ciasnego mieszkania począwszy do wychowania córeczki). Tak od jedenastu lat ! Siła Jej ducha była dla mnie wzorem.
        Stopniowo zaczęliśmy się zbliżać. W pewnym momencie odkryłem Jej fantastyczną osobowość, ogromne zdolności, głęboki umysł, rzadko spotykaną sprawność umysłową... Wiem teraz, że kryła to uparcie przed całym światem od wielu, wielu lat ! Dlaczego ?! Chyba całą swoją ogromną siłę pragnęła poświęcić dziecku i... przetrwaniu. Może bała się, że ŚWIAT zażąda od Niej "daniny" za jej szczególne cechy. Z kolei z niezwykłą delikatnością i taktem wprowadziła mnie w nurt Klubów Ludzi Sukcesu i Akademii Mądrego Życia, ale o tym w osobnym poście.
        Zauważyłem, że moje życie było podobne. Starałem się zawsze "płynąć z prądem", aby mnie nie zauważono i nie wymagano ode mnie tego, czego nie miałem ochoty dawać.
        Dzięki Irenie jestem szczęśliwy 24 godz./dobę, zacząłem tworzyć swoje życie aktywnie i, jak widzicie. "zablogowałem sobie". Fajnie, nie ?



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Znam Irenkę trochę dłużej niż Ty - także podziwiam jej talenty i samozaparcie z jakim radziła sobie z niełatwą sytuacją osobistą dbając jednocześnie o rozwój duchowy swój i swojej córki.

Życzę Wam obojgu, byście nadal tak pięknie się wspierali i rozwijali swoje talenty.

Alicja Poznańska pisze...

Fajnie :)