niedziela, 30 grudnia 2007

ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I... NADAL ŚWIĘTA !!!




Ta Wigilia była dla mnie wyjątkowa.

Hm... Dlaczego właśnie pięćdziesiąta szósta wigilia w życiu ?

Tym bardziej, że rano był "dzień jak codzień": trochę zakupów, papierkowej roboty w firmie (przerwanej wyniesieniem śmieci i umyciem schodów), załatwienie dwóch wezwań, ale...

Irena dwoiła się i troiła. W te święta miała przyjechać rodzina. Ona spodziewała się Mamy i siostry Hanki z synem Michałem a ja miałem nadzieję, że wpadną moje córki Anetka i Ewa. Choćby na krótko.
Dla swoich córek miałem prezenty ale przez ostatni miesiąc nie mogłem się z nimi porozumieć w sprawie wspólnej Wigilii, przynajmniej przez godzinkę.


Irence tymczasem powtarzałem, że może być w sumie góra osiem osób a nie batalion wojska ! Z uśmiechem twierdziła, że tych parę dań zniknie najpóźniej pierwszego dnia świąt. Zobaczymy !

A w dużym pokoju pyszniła się ogromna Choinka ! Dominowała zieleń, srebro i kolor niebieski - pomysł Irenki. Pod nią duża sterta paczuszek i torebek... I narastający nastrój oczekiwania, wzajemnej życzliwości, chęci pomagania sobie. Nasze mieszkanko otoczył czar nieprzenikniony i emanujący z każdego domownika. Irenka przemieniła się w Sabrinę - Czarodziejkę a jej córka Justynka wychyliła się ze swego zaczarowanego, wewnętrznego świata i uśmiech pokrył maskę obojętności, przeplatanej maską gniewu. Okazało się, że jest naprawdę śliczna. Cuda !!!


Sabrina - Czarodziejka płynęła między pokojami a między nami sączyły się delikatne tony kolęd.
Przybyli pozostali goście: Mama Sabriny - dobra Wróżka ze swym promiennym uśmiechem i różdżką schowaną w torebce, siostra Sabriny - drobny, radosny Elf z dwoma kawałkami nieba w oczach i jej syn - Michał, który wyjątkowo, na ten wieczór, zaczarował swój ostry bas na przyjemny tenor. Cuda !!!


Łamanie opłatkiem dało okazję wypowiedzenia życzeń płynących głęboko z serca. I wreszcie wieczerza wigilijna. Widać, że wszyscy byli wygłodniali (przyznam się, że podkradałem systematycznie ciasto). Szybko też zaokrąglił mi się brzuszek i nawet popuszczenie pasa niewiele dało. Po trzecim daniu powiedziałem "pas". Tym chętniej poparłem prośbę Justyny i Michała dotyczącej przyśpieszenia obejrzenia prezentów spod choinki. Nad wszystkim królował czar Sabriny.
Wieczór był wspaniały a noc - jak z bajki.

niedziela, 2 grudnia 2007

PAN TADEUSZ Z RAJSKIEJ WYSPY


Pan Tadeusz… Nie, nie, to nie tytuł arcydzieła A. Mickiewicza !


O Panu Tadeuszu słyszałem od Ireny, mojej partnerki życiowej, od Jadwigi Borkiet –Prezydenta nieśmiertelnego KLS – 9 (nieśmiertelnego, bo jest Zduńska Wola i my) a zarazem Prezydenta Stowarzyszenia Akademii Mądrego Życia i od innych osób, które nagle zaczęły się przewijać w nurcie mego życia…


Ciekawy człowiek… Inż. chemik ( więc specjalista od reakcji – czy tylko chemicznych ? ) o niezwykłych zdolnościach analitycznych. Dogłębne rozważania nad osobowościami ludzkimi zaowocowały wieloma wartościowymi pozycjami książkowymi: „Ja”, „Ty”, „My”, „Elementarz życia” czy „Kluby Sukcesu TeTa w XXI wieku”. Tadeusz Niwiński, bo o nim mowa, przetłumaczył ponadto dwie książki psychologiczne i… nie spoczął na laurach. Aktualnie tworzy kolejne dzieło.

Kilkadziesiąt lat temu futuryści ukuli termin „neksjalizm”. To nauka o wykorzystaniu wiedzy z różnych dziedzin, w celu rozwiązywania trudnych problemów. W Tadeuszu widzę żywy przykład Człowieka Przyszłości, wcielającego praktyczny neksjalizm w życie. Jednak obok przypominania starych problemów i sposobów ich rozwiązywania, wskazuje zupełnie nowatorskie ścieżki ! Co więcej, przedstawia praktyczne metody osiągania celów ! Czytając książki Tadeusza Niwińskiego przekonałem się, że nawet problemy „doskonale znane” wymagają okresowego przypominania.
Do kogo więc są adresowane książki Tadeusza ? Do wszystkich, którzy chcą w swoim życiu coś osiągnąć. I to tanim kosztem: własnym umysłem i rękoma. Czy to nie wspaniałe?
Zacznijcie więc od:
http://tadeuszniwinski.blog.onet.pl/